środa, 26 czerwca 2013

3. Rozdział


I jak na potwierdzenie tych słów od strony wioski usłyszałam okropny huk.

Obejrzałam się i nad linią drzew zobaczyłam unoszący się dym. Słyszałam też krzyki przerażenia. Spojrzałam z powrotem na moich towarzyszy.

- O ile się nie mylę, to była mowa o spokojnym odejściu, bez zabijania ludzi z wioski. - powiedziałam spokojnie, nie przejmując się tym, że moja " rodzina" właśnie umiera.
- Takie było polecenie od Lidera. Zabić wszystkich. Ty jesteś wyjątkiem.A co do twojego pierwszego pytania ("Przepraszam, ale co macie zamiar ze mną zrobić?"), to mamy zamiar zabrać cię do Lidera i to on zadecyduje co z tobą zrobić, un.

Spojrzałam na niego sceptycznie. Nie za bardzo uśmiechało mi się z nimi iść, ale wiem, że i tak nie ucieknę. Nawet próbowania może się dla mnie źle skończyć. Hymm... A jak oni w ogóle mają nia imię?  Przecież przez jakiś czas będziemy podróżować, by dostać się do tego ich "Lidera". Spojrzałam na nich. Wyższy wydaje się być miłą osobą, natomiast ten z gonem... No na pewno jest bardzo milczącym typem. W sumie to słyszałam chyba jak się odzywa ze 2-3 razy. Zebrałam się w sobie i powiedziałam:

- A może byście się przedstawili, w końcu będziemy podróżować razem. Ja mam na imię Akane, choć to już akurat wiecie.
- Ja jestem Deidara (ten wyższy), a to jest Sasori no Danna, un.
- Miło mi. - powiedziałam.
- Przestaliście już? Czas ruszać. - powiedział Sasori.
- Masz rację Sasori no Danna, un.

Po tych słowach Deidara zniknął. Zaczęłam się rozglądać, ale po chwili poczułam uderzenie w kark i otoczyła mnie ciemność.

Z punktu widzenia narratora:

Akane upadła, ale zanim zderzyła się z ziemią złapał ją Deidara. Wziął ją na ręce i wraz z Sasorim ruszył w drogę. Po pewnym czasie skakania po drzewach zrobili postój nad jakimś strumykiem. Deidara położył Akane pod drzewem i sam usiadł obok niej. Przez chwilę obserwował ją, a następnie spytał Sasori'ego:

- Jak myślisz Sasori no Danna, co z nią zrobi Lider, un? Nie wygląda na to by wiedziała w jaki sposób zapieczętowano w niej ten klucz, ani jak go wyciągnąć.
- Nie interesuj się tym. Ważne, że misja została wykonana. Lepiej już ruszajmy.
- Hai.

Z punktu widzenia Akane:

Po jakimś czasie otaczająca mnie ciemność zaczęła się rozpraszać. Czułam jak moje ciało trzęsie się w rytm czyiś kroków. Próbowałam otworzyć oczy, by zobaczyć co się dzieje, ale powieki nie chciały mnie słuchać. Po chwili zmagania się z samą sobą usłyszałam głos dochodzący z bliska należący do Deidary:

- Sasori no Danna ona się chyba budzi, un! - w jego słowach dało się wyczuć zdziwienia.
- Hymm... Dziwne. Nie powinna tak szybko odzyskać przytomności.
- Zróbmy postój. Biegniemy już cały dzień. Jesteś głodna? - to pytanie było skierowane do mnie, gdyż w końcu uda
- ...T..a..k.. - wychrypiałam.

Czułam się okropnie. Wszystko mnie bolało, a w dodatku czułam, że mam pustynię w gardle. Zrobiłabym wszystko za łyk wody. Zatrzymaliśmy się na małej polance. Deidara posadził mnie na ziemi, gdyż byłam jeszcze za słaba by samej ustać. Patrzyłam jak ta dwójka przygotowuje posiłek. A raczej Deidara to robi. Zdecydowanie on nie ma talentu kulinarnego. Bo od kiedy to piecze się rybę za pomocą wybuchu? Z braku innego wyjścia zjadłam to co mi dano. Po posiłku podszedł do mnie Sasori i kazał mi wypić dziwnie wyglądający napój. Spojrzałam tylko na niego i bez słowa sprzeciwu zrobiłam to co kazał. Po chwili poczułam się senna, powieki zaczęły mi się kleić, aż w końcu usnęłam.

Z punktu widzenia narratora:

- Ruszajmy - powiedział Sasori.
- Hai - odpowiedział Deidara

I jak powiedzieli tak zrobili. Deidara wziął Akane na ręce i ruszyli do siedziby. Po dniu ciągłego skakania po drzewach w końcu dotarli na miejsce. Stanęli przed wielką skałą ( tak, wiem bardzo oryginalne). Sasori wykonał kilka pieczęci i ukazało się przejście. Weszli do środka i ruszyli do gabinetu Lidera. Po chwili doszli, zapukali w drzwi i usłyszeli głos wołający:

- Wejść !

Otworzyli drzwi i zobaczyli...

------------------------------------------------------------------------------------
Jak obiecałam rozdział jest dłuższy, niż poprzednie. Wiem, że nie jest bardzo długi, ale musiałam skończyć w tym momencie ;) Przykro mi Blue Corleone, że nie ma Peina w tym rozdziale, ale na pewno będzie w następnym :)
Mam nadzieję, że rozdział mimo braku akcji się podobał.

piątek, 21 czerwca 2013

2. Rozdział

...
...
...
Że co?!?

Chwila moment. O czym gada ojciec? Może mi ktoś powiedzieć? Że niby posiadam jakiś klucz? Ja o niczym nie wiem, jestem niewinna! O rzesz ty! Własną córkę wkopać w takie gówno? Ty bydlaku. I ty niby jesteś moim ojcem?... Moment, czy ten ... właśnie powiedział, że mama pochodziła z klanu Unmei? Przecież nie była shinobi. Coś mi tu nie pasuje.
Moje jakże konstruktywne rozmyślania przerwał głos tego mniejszego z Akatsuki zwracającego się do mojego ojca.

- Czy ta dziewczyna jest tu?

Gdy usłyszałam to pytanie zaczęłam się po cichu wycofywać, ale moją ucieczkę przerwała jedna z moich ukochanych (sarkazm) sióstr. Złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę ojca. Próbowałam jej się wyrwać, ale nie udało mi się. Stanęłyśmy obok ojca i wtedy on z uśmiechem zwrócił się w stronę członków Akatsuki.

- To jest córka Sayuri Unmei, Akane Shiramori. To ona posiada klucz. Jedna z moich córek poszła już po zwój i zaraz go przyniesie. Możecie wziąć i zwój i ją. Nam i tak na nic się nie przydadzą. Mam nadzieję, że was to zadowoli i rozejdziemy się w pokoju.

Czy ojciec do reszty zwariował? Odejść w pokoju? Przecież jak tylko dostaną zwój to będzie tu rzeź.

- Oczywiście. Jako, że dostaliśmy zwój po dobroci to nic wam się nie stanie, un.

Spojrzałam na niskiego jak na debila. Zero rzezi? Nic? I to ma być przestępca rangi S? To chyba jakieś żarty. Spojrzałam na ojca. Ten natomiast uśmiechał się z zadowoleniem. >.<" Taaa... Byłam lekko zawiedziona, że oni jednak przeżyją. Mam na myśli oczywiście mieszkańców wioski. Spojrzałam w drugą stronę i zobaczyłam moją siostrę ze zwojem. Podeszła do ojca i oddała mu powód odwiedzin naszych gości. Ojciec chwilę popatrzył się na zwój, potem na mnie i szeroko się uśmiechnął. Podszedł do przestępców, podał im zwój i powiedział do mnie:

- Moja droga, jako twój ojciec i prawny opiekun rozkazuję ci iść z tymi osobami. Masz być im absolutnie posłuszna. Nie wolno ci od nich uciec. A i w razie czego nie wolno ci wrócić do wioski.

Po tych słowach ojciec odwrócił się do mnie plecami i odszedł. Ja tylko stałam i patrzyłam. Nie mogłam się otrząsnąć z szoku. Żeby mój własny ojciec oddał mnie przestępcom? Wiem, że mnie nie kochał, ale w końcu byłam jego córką! Byłam tak zszokowana, że nie zauważyłam zbliżających się do mnie postaci.

- Chodź z nami. - powiedział ten z metalowym ogonem i skierował się w stronę wyjścia. Za nim poszedł ten drugi. A ja nie mając innego wyboru poszłam za nimi. Nikt nas nie zatrzymał.

Czułam jak w moim gardle rośnie wielka gula. W końcu to przestępcy rangi S. Wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy się ku wyjściu z wioski. Nikt z nas się nie odzywał. Szliśmy tak kawałek, aż nagle ta dwójka się zatrzymała i spojrzała się na mnie. Patrzyliśmy chwilę tak na siebie, aż zebrałam odwagę i odezwałam się:

- Yyy... Przepraszam, ale co macie zamiar ze mną zrobić? I czy naprawdę macie zamiar zostawić ludzi z wioski przy życiu?

Na moje słowa wyższy wybuchnął śmiechem i po chwili odpowiedział:

- Co do twojego drugiego pytania odpowiem ci tak. Sztuka to wybuch, un!

I jak na potwierdzenie tych słów od strony wioski usłyszałam okropny huk.

...............................................................................................................................................

Wiem, wiem. Krótki rozdział, ale taki go napisałam i nie chciałam go już zmieniać, bo zaczęłam pisać już 3 i musiałabym wiele zmieniać. Obiecuję, że następny będzie już dłuższy.
Mam nadzieję, że się Wam podobał.
Jeśli były jakieś błędy to z góry przepraszam, ale nie mam ochoty na bawienie się z betą. Proszę mnie o tym powiadomić to je poprawię. Dziękuję za uwagę :)

1. Rozdział

Wraz z wybiciem północy wydarzyło się kilka rzeczy na raz. Najpierw jak to podczas sylwestra ukazały się na niebie fajerwerki widoczne przez okna sali balowej. Wszyscy się cieszyli i składali życzenia. I nagle wszystko ucichło. Muzyka przestała grać, fajerwerki wybuchać, nawet ludzie zamilkli. Akane, która niezbyt zainteresowana balem, rozejrzała się po sali, by zobaczyć co się stało. I to co zobaczyła bardzo ją zdziwiło.

Na podeście stały dwie osoby. Były ubrane w czarne płaszcze. Gdy Akane lepiej im się przyjrzała zobaczyła, że na płaszczach są wyszyte czerwone chmurki. Przez chwile zastanawiała się skąd kojarzy ten wzór, by uzmysłowić sobie, że te osoby należą do Akatsuki. A skąd to wiedziała? A no stąd, że nawet w tak mało znaczącej wiosce, nie posiadającej własnych shinobi wiedziano o przestępcach z Akatsuki. Ich czyny są znane na całym świecie.

Akane po otrząśnięciu się ze zdziwienia zaczęła się przyglądać nieproszonym gościom. Było ich zaledwie dwóch. Nie można było dojrzeć ich twarzy, gdyż zasłaniały je sakkaty. Osoba stojąca z lewej strony była niska, a zza niej było widać metalowe (?) coś, chyba ogon. Druga stojąca obok miała blond włosy wystające spod sakkatu. Białowłosa była bardzo ciekawa co oni tu robią, bo przecież w tej wiosce nic nie ma. Jej rozmyślania przerwał głos jej ojca:

- Czego chcecie? Tu nic dla was nie ma. Odejdźcie!
- Może tak grzeczniej, un? Bo źle się to dla was skończy,. Przyszliśmy tu po pewien zwój należący do klanu Unmei. Jeśli go oddacie nic wam się nie stanie, un. - powiedziała postać stojąca z prawej strony.

Z punktu widzenia Akane:

Klan Unmei? Przecież w naszej wiosce nie ma shinobi, a tym bardziej klanów. Hymm... Ciekawe co zrobi ojciec. W końcu jest przywódcą wioski. Spojrzałam na niego, lecz nie mogłam zgadnąć o czym myśli, choć widziałam przebłysk paniki w jego oczach. Rozejrzałam się po reszcie osób znajdujących się na sali. Wszyscy byli przerażeni. Nikt nie chciał się odezwać, bojąc się o własne życie. Heh.... Całe życie z tchórzami. Wiedząc, że ta cisza może się źle dla nas skończyć zaczęłam się przeciskać przez tłum w stronę podestu zwracając tym na siebie uwagę wszystkich obecnych. Gdy dotarłam na miejsce spojrzałam na członków Akatsuki i powiedziałam:

-Yyy... Mam na imię Akane i jwstem córką przywódcy tej wioski. Z chęcią oddalibyśmy ten zwój o który prosicie, ale jest taki jeden mały problem.

Ludzie stojący za mną wstrzymali oddech z przerażenia. Ojciec natomiast złapał mnie za rękę i chciał zapewne odciągnąć, ale tę czynność przerwał głos niższej postaci ubranej w czarny płaszcz z czerwonymi chmurkami:

- Puść ją.

Ojciec natychmiastowo puścił moją rękę i się ode mnie odsunął.

- Co masz na myśli mówiąc mały problem? - spytał ten z metalowym ogonem.
- Chodzi mi o to, że w tej wiosce nie ma i nigdy nie było klanów shinobi. Dlatego nie możemy posiadać zwoju o który prosicie.
- Hymm... Według informacji w tej wiosce żyła tu niejaka Sayuri Unmei ostatnia z klanu Unmei. To ona posiadała zwój, którego poszukujemy.

Słysząc znajome imię spojrzałam w stronę ojca. Ten wyglądał jakby nad czymś się głęboko zastanawiał. Po chwili spojrzał na mnie i spytał się o coś moich sióstr stojących obok. Te od razu kiwnęły głowami i z radością wypisaną na twarzy spojrzały na mnie. Spojrzałam z powrotem na ojca. Ten wziął głęboki wdech, podszedł do podestu i powiedział:

- Chyba wiem o jaki zwój wam chodzi. Moja zmarła żona Sayuri zostawiła mi go na przechowanie. Z tego co mi mówiła na ten temat, nawet jeśli dostaniecie zwój to i tak go nie odpieczętujecie.
- Niby dlaczego, un? - spytał wyższy z Akatsuki.
- Ponieważ do opieczętowania tego zwoju jest potrzebny klucz, którego ja nie posiadam.
- W takim razie gdzie jest ten klucz? - spytał zimno ten niższy.
- Ja go nie mam, ale jest w jakiś sposób zapieczętowany w córce Sayuri, Akane.
.............
...............
.................
Że co?!?

czwartek, 20 czerwca 2013

0. Prolog


Sala balowa mieniła się kolorami. W świetle migoczących lampek dziewczyny ubrane w piękne suknie tańczyły w ramionach elegancko ubranych chłopców/mężczyzn ( niepotrzebne skreślić). Wspaniały blask biżuterii tworzył mieniącą się tęczę, która odbijała się w zawieszonych na ścianach lustrach.

Bal był niezwykle elegancki. Został zorganizowany przez Radę Wioski z okazji końca roku i początku nowego. Wszyscy dobrze się na nim bawili. No może prawie wszyscy.
Pewna dziewczyna stała w kącie sali  patrzyła z rezygnacją oraz odrobiną zazdrości na wirujące w tańcu pary. Ona przyszła sama na bal, bez partnera. Była z tego powodu przygnębiona. Jej 2 przybrane starsze siostry natomiast przyszły z dwoma najprzystojniejszymi chłopakami/mężczyznami w wiosce i cały czas złośliwie uśmiechały się w jej stronę.

No, cóż. Nie była zbyt lubiana w wiosce. Nawet jej rodzina ( czyt. ojciec i dwie starsze siostry z poprzedniego małżeństwa taty, bo matka umarła zaraz po jej narodzinach) nie kryła w stosunku do niej swojej niechęci. A wszystko to z powodu jej niezwykłego wyglądu. Była ona niezbyt wysoką dziewczyną ( 155 cm mimo tego, że przeżyła już 18 wiosen) o niespotykanym kolorze oczu i włosów. O ile włosy koloru białego można uznać jeszcze za znośne, to oczy o kolorze czerwonym przypominającym krew są nie do zaakceptowania. Właśnie z powodu swojego wyglądu stała się wyrzutkiem, którego ludzie ledwo zauważają.

Ale wróćmy do chwili obecnej. Dziewczyna ta nazywa się Akane Shiramori. Imię te dostała od swojej umierającej matki, gdy ta ujrzała jej czerwone oczy. Sayuri, a tak miała na imię mama Akane, była zachwycona kolorem oczu i włosów swojej córki. Tylko szkoda, że ten zachwyt nie udzielił się reszcie. W każdym razie Akane stała w kącie sali balowej modląc się o jak najszybsze zakończenie tej imprezy. Błagała wszystkie bóstwa o interwencję. Mogli przyjść nawet wrodzy shinobi by ich zabić, byle tylko to wszystko się skończyło (od. aut: Hymm... Uważaj czego sobie marzysz, bo możesz to dostać). Akane nie bała się śmierci, wręcz przeciwnie. Miała już dość poniżania ze strony ludzi z wioski. Nie obchodziło ją co się z nią stanie. Chciała być tylko wolna.

I gdy tak główna bohaterka rozmyślała nad swoim żywotem wybiła północ oznaczająca koniec roku i początek nowego, a w raz z nim spełnienie się pewnej prośby (życzenia, błagania) wypowiedzianej w złym czasie.

C.D.N

Z tego co znalazłam w internecie:
Akane-oznacza wspaniała czerwień
Shira- biały
Mori- las

Mam nadzieję, że prolog się podobał. Proszę o szczere opinie na ten temat.
Pozdrawiam Tsu.

Hymm... Cześć? I mała zapowiedź.

Nie wiem jak mam zacząć.
Heh...
Witam na moim pierwszym blogu, na którym mam zaszczyt przedstawić wam moją twórczość.
A pisząc dokładniej mam na myśli, że chcę tu zamieścić opowiadanie.
Historia ta będzie o nikomu nieznanej dziewczynie, żyjącej w świecie Naruto (czyli shinobi, bijuu, jutsu itp.), która jest najzwyklejszą osobą na ziemi (no prawie najzwyklejszą) i zakochuje się w bogu, którego celem jest dominacja nad światem, aby nie było wojen, łapanie bijuu i zbieranie funduszy na utrzymanie (czy tylko mi się zdaje, że to dziwnie zabrzmiało?). No, a w tle tego opowiadania perypetie reszty członków Akatsuki, shinobi z wioski Liścia oraz innych osób.

Mam nadzieję, że taki mały wstęp o czym będzie ten blog zachęci was do czytania.

Pozdrawiam Tsuya Ryusaki ( w skrócie Tsu)

Ps.: Bym zapomniała. Rozdziały będą się pojawiały raz na 2 tyg. Czasami trochę wcześniej, ale nigdy dłużej.